Wolfenstein: The Old Blood – RECENZJA PO LATACH
Wracam do serii od MachineGames po długiej przerwie aby sprawdzić, czy dobrze wspominane tytuły przetrwały próbę czasu. Dzisiaj na warsztat biorę grę sprzed ponad 9 lat będącą chronologicznie drugą grą “Wolfenstein” w potfolio MachineGames i jednocześnie fabularnym prequelem do jedynki. „Wolfenstein: The Old Blood” to nietypowa pozycja w serii, która łączy w sobie elementy klasycznej rozgrywki z nowoczesnym podejściem do designu gier FPS. Jako samodzielny prequel do znakomitego „Wolfenstein: The New Order” z 2014 roku, gra przenosi nas do alternatywnej rzeczywistości lat 40-tych, gdzie wcielamy się ponownie w rolę B.J. Blazkowicza. Naszym celem jest infiltracja zamku Wolfenstein i powstrzymanie nazistowskich planów zdobycia przewagi dzięki okultystycznym praktykom.
Fabuła i klimat
Akcja „The Old Blood” rozgrywa się w 1946 roku, w świecie, gdzie II Wojna Światowa nadal trwa, a nazistowskie Niemcy są na krawędzi zwycięstwa dzięki tajemniczym siłom okultystycznym. B.J. Blazkowicz, nasz nieustraszony bohater, zostaje wysłany z misją zdobycia dokumentów ujawniających lokalizację tajnej kwatery głównej generała Deathsheada (aka – Trupia Główka z poprzedniej części gry). Fabuła prowadzi nas przez różnorodne lokacje związane z fortyfikacjami nazistów, od mrocznych korytarzy zamku Wolfenstein, przez podziemne jaskinie, aż po płonące wioski opanowane przez […].
Niestety, historia w „The Old Blood” nie jest tak pamiętna jak w „The New Order”. Brakuje tu głębszego rozwinięcia postaci oraz chwil wytchnienia, które pozwalałyby graczowi lepiej zrozumieć motywacje bohaterów. Gra skupia się głównie na nieustannej akcji, co sprawia, że przypomina trochę szynowe strzelanki pokroju “House Of Dead” niż angażującą opowieść. Mimo obecności interesujących antagonistów, takich jak Rudi Jäger czy Helga von Schabbs, ich obecność jest zbyt krótka, by pozostawić trwałe wrażenie.
Rozgrywka i mechanika
Pod względem rozgrywki, „The Old Blood” oferuje solidne i satysfakcjonujące doświadczenie FPS. Strzelanie jest płynne, a arsenał broni, choć mniej zaawansowany niż w „The New Order” ze względu na wcześniejszy okres historyczny, wciąż dostarcza frajdy. Nowością jest skręcana żeliwna rura, która służy nie tylko jako brutalna broń do walki wręcz, ale także narzędzie do wspinaczki i interakcji z otoczeniem.
Skradanie w tej części odgrywa istotną rolę, jednak przez problematyczną implementację mało kiedy pozwalałem sobie na takie “ciche” podejście. W wielu sekcjach jesteśmy zachęcani do cichego eliminowania przeciwników, szczególnie oficerów, którzy w razie alarmu mogą wezwać “nieskończone” posiłki. Niestety, sztuczna inteligencja przeciwników jest niekonsekwentna. Czasem zostaniemy wykryci z zaskakującej odległości, innym razem przeciwnicy nie zauważą nas nawet, gdy jesteśmy tuż obok.
Broń i narzędzia
Arsenał dostępny w grze jest zróżnicowany, choć brakuje w nim naprawdę unikalnych pozycji znanych z wcześniejszej gry. Oprócz standardowych pistoletów, karabinów i strzelb, do naszej dyspozycji oddano m.in. Kampfpistole – pistolet-granatnik, idealny do eliminowania grup wrogów (z którego praktycznie nie strzelałem). Shotgun to kolejna nowość, która, choć satysfakcjonująca w użyciu, nie wprowadza rewolucji w mechanice strzelania. Brakuje tu jednak bardziej zaawansowanych czy eksperymentalnych broni, które mogłyby urozmaicić rozgrywkę, nie obraziłbym się, gdyby przewodni motyw okultyzmu został zaimplementowany w postaci specjalnej “magicznej” pukawki.
Grafika i dźwięk
Pod względem wizualnym, „The Old Blood” prezentuje się bardzo dobrze. Lokacje są szczegółowe i różnorodne, od majestatycznego zamku Wolfenstein, przez klaustrofobiczne jaskinie, aż po zniszczone miasteczka. Atmosferę budują również detale, takie jak wiernie odtworzone mundury nazistów czy zaawansowane technologicznie mechy i panzerhundy. Kolorystyka gry, z dominującą krwistą czerwienią w menu, podkreśla mroczny klimat opowieści. Dźwiękowo gra stoi na wysokim poziomie. Odgłosy broni są ciężkie i satysfakcjonujące, a muzyka podkreśla napięcie w kluczowych momentach. Dodatkowym smaczkiem są liczne easter eggi i nawiązania do innych gier Bethesdy.
Projekt poziomów
Projekt poziomów w „The Old Blood” jest zróżnicowany, choć liniowy. Areny do walki są wielopoziomowe, z licznymi punktami osłony i ukrytymi przejściami, co pozwala na strategiczne podejście do starć. Jednak ścieżka prowadząca do celu jest zazwyczaj jedyna, co ogranicza swobodę eksploracji. Mimo to, gra obfituje w różnego rodzaju znajdźki (od złota do artefakty) co tylko zachęca do odkrywania sekretów.
Szczególnie interesującym elementem są „koszmary” – specjalne poziomy będące hołdem dla oryginalnego „Wolfenstein 3D”. W każdym rozdziale możemy znaleźć łóżko, które przeniesie nas do pikselowego świata lat 90., gdzie wcielamy się w Blazkowicza w klasycznej odsłonie. Choć początkowo jest to miły ukłon w stronę fanów, z czasem poziomy te stały się dla mnie irytującym przerywnikiem na siłę wydłużającym rozgrywkę.
Elementy nadprzyrodzone
W drugiej połowie gry następuje znacząca zmiana tonu – wprowadzane są całkiem nowi przeciwnicy, których nazwy nie przytoczę, aby nie psuć niespodzianki dla osób, które jeszcze do tej części nie podeszły. Choć w serii „Wolfenstein” nie jest to nowość, tutaj wydaje się to nieco zaskakujące. Specjalny typ jednostek jest niestety tylko bardziej wytrzymałą i mniej inteligentną wersją regularnego żołdaka i nie wprowadza nowej dynamiki do rozgrywki. Masy nowych, często płonących przeciwników miały szanse być nowym, emocjonujących dodatkiem, ale szybko stały się monotonnym zapychaczem i tak krótkich starć.
Porównanie z „The New Order”
Porównując „The Old Blood” z „The New Order”, wyraźnie widać różnice w podejściu do narracji i rozwoju postaci. „The New Order” zaskoczył graczy głębią fabularną, rozwiniętymi relacjami między postaciami i momentami wytchnienia, które pozwalały na zanurzenie się w świecie gry. „The Old Blood” skupia się natomiast na nieustannej akcji, często kosztem historii i atmosfery. Choć mechanika strzelania i projekt poziomów są solidne, brakuje tu „serca”, które uczyniło poprzednią część tak wyjątkową. Ma się momentami wrażenie, że gdyby historię podzielić na ewidentnie dwa duże rozdziały to byłby to świetne DLC do gry z 2014 roku, a tak dostaliśmy dobrą ale w ostatecznym rozrachunku – mało angażującą historię.
Podsumowanie
„Wolfenstein: The Old Blood” to solidna pozycja dla fanów serii i miłośników klasycznych FPS-ów. Oferuje intensywną akcję, satysfakcjonującą mechanikę strzelania i bogate środowiska do eksploracji. Jednak brakuje jej głębi fabularnej i rozwinięcia postaci, które uczyniły „The New Order” tak pamiętnym tytułem. Jeśli szukasz dynamicznej rozgrywki i chcesz ponownie wcielić się w B.J. Blazkowicza w walce z nazistami, „The Old Blood” dostarczy Ci kilka godzin rozrywki (HowLongTobeat sugeruje czas w granicach od niecałych 6h do nawet 18h eksploracji). Jednak jeśli oczekujesz bardziej angażującej historii i innowacji, możesz poczuć pewien niedosyt.
Gra jest hołdem dla korzeni serii, ale jednocześnie pokazuje, że same nawiązania do przeszłości nie wystarczą, by stworzyć niezapomniane doświadczenie. „The Old Blood” podwaja ilość krwi i akcji, ale w tym wszystkim gubi nieco serca, które uczyniło poprzednią część wyjątkową. Mimo to, jest to wciąż godna uwagi pozycja, zwłaszcza dla tych, którzy chcą więcej tego, co oferowało „The New Order”.
Ocena: 6+
Opublikuj komentarz