The Beast Inside – rodzimy survival horror – RECENZJA
31 października 2024 roku, na konsoli Switch zadebiutowała długo oczekiwana gra The Beast Inside. Pierwotnie wydana w październiku 2019 roku na PC, a trzy lata później na konsolach Xbox i PlayStation, ta wyjątkowa produkcja polskiego studia Illusion Ray Studio zdobyła uznanie zarówno graczy, jak i krytyków, a teraz użytkownicy handhelda od Nintendo będą mogli pierwszy raz zanurzyć się w klasycznej historii o nawiedzonej posiadłości.
Lore gry, czyli rozmowa z przeszłością
Dwutorowa narracja
The Beast Inside oferuje głęboką i intrygującą fabułę, która rozwija się na dwóch płaszczyznach czasowych. Pierwsza z nich to rok 1979, gdzie wcielamy się w Adama Stevensona, kryptoanalityka CIA. Adam wraz z ciężarną żoną Emmą przenosi się z Bostonu do odziedziczonego domu na wsi, mając nadzieję na spokojne życie z dala od miejskiego zgiełku, gdzie zimnowojenne napięcia polityczno-społeczne dają się mocno we znaki, a nasz bohater potrzebuje odrobiny wytchnienia i “quality-time” ze swoją drugą połówką. Druga płaszczyzna to rok 1864, gdzie przejmujemy kontrolę nad Nicolasem Hydem, młodym mężczyzną powracającym do rodzinnej posiadłości po latach spędzonych w azylu psychiatrycznym.
Tajemniczy dziennik
Losy obu bohaterów łączą się poprzez tajemniczy dziennik znaleziony przez Adama na strychu domu. Czytając zapiski Nicolasa, Adam odkrywa mroczne tajemnice posiadłości, które zaczynają wpływać na jego własne życie. Granica między przeszłością, a teraźniejszością zaczyna się zacierać, a obaj bohaterowie muszą stawić czoła własnym demonom i niebezpieczeństwom czyhającym w mrocznych zakamarkach domu. Pisząc o “niebezpieczeństwu” mam na myśli zjawy, krwawe ślady na ścianach, skrzypiące drzwi i dużo jump-scare’ów – klasyczny arsenał horrorowych produkcji.
Rozgrywka
Elementy horroru
Rozgrywka w The Beast Inside opiera się na eksploracji, rozwiązywaniu zagadek i elementach survival horroru. Gracz przemierza klimatyczne lokacje, od opuszczonego domostwa przez mroczny las, aż po szopy i podziemne jaskinie. W grze nie brakuje sekwencji pościgów i momentów, w których musimy ukrywać się przed przeciwnikami czy po prostu z nimi walczyć.
Zagadki i łamanie kodów
Jednym z ciekawszych elementów gry są zagadki związane z łamaniem kodów. Jako Adam, gracz musi korzystać z urządzeń szyfrujących i logicznego myślenia, aby rozwiązać momentami skomplikowane łamigłówki. Zagadki te są dobrze zaprojektowane i stanowią satysfakcjonujące wyzwanie, angażując gracza i wzbogacając fabułę. Nie obejdzie się bez papieru i ołówka aby zapisać sobie szyfr Cezara czy sekwencje w “enigmie”.
Kwantowy lokalizator
Interesującym dodatkiem jest kwantowy lokalizator, futurystyczne urządzenie pozwalające Adamowi na śledzenie energii i odkrywanie tajemnic przeszłości. Mechanika ta wprowadza nowe możliwości eksploracji i wpływa na sposób postrzegania otaczającego świata, dodając głębi i innowacyjności do rozgrywki. Z jednej strony zalatuje Pogromcami Duchów ale z drugiej to dosyć intrygujące rozwiązanie, szczególnie w momencie, kiedy to właśnie na lata 70’ przypada rozkwit zainteresowania parapsychologią, zjawiskami nadprzyrodzonymi czy szeroko pojętymi nawiedzeniami (na przykład działalność Eda i Lorraine Warrenów).
Strona wizualna
Fotogrametria i realizm
Jak na grę sprzed 5 lat, jest ona w dalszym ciągu zaskakująco przyzwoita. Wykorzystanie technologii fotogrametrii pozwoliło twórcom na stworzenie niezwykle realistycznych i szczegółowych środowisk. Od bogato zdobionych wnętrz po malownicze krajobrazy, każdy element świata gry jest dopracowany. Efekty świetlne, gra cieni i detale otoczenia budują gęstą, niepokojącą atmosferę, a wyskakujące zjawy i duchy (choć niestety zrobione trochę generycznie i mało przekonująco) mogą naprawdę przestraszyć.
Atmosfera i detale
Dbałość o szczegóły, takie jak skrzypiące podłogi, migoczące światło świec czy unoszące się w powietrzu cząsteczki kurzu, potęguje uczucie immersji. Lokacje są różnorodne i pełne ukrytych elementów, które zachęcają do eksploracji i odkrywania tajemnic świata gry. Może nie jest to fotorealizm ale ilość iteraktywnych elementów (szczególnie w momencie, w którym musimy znaleźć konkretny przedmiot) może przytłoczyć, gdyż praktycznie każdy przedmiot z półki możemy podnieść, a część z nich – obrócić i się im przyglądnąć z bliska.
Menu, napisy i ekran ładowania
Nie byłbym sobą, gdybym nie przyczepił się wyglądu statycznych plansz czy tekstów, których w grze jest bardzo dużo. Sam ekran menu i plansze poprzedzające kolejne rozdziały (będące również ekranami ładowania rozgrywki) są zrobione bardzo przejrzyście. Grafiki są po prostu schludnie dopasowane do tematu i wyglądają bardzo dobrze. Podobnie jest z tekstami na dokumentach czy książkach, te wyglądają nie tyle “realistycznie” co po prostu czytelnie i klimatycznie. Jedynym problemem była ścieżka dialogowa u dołu ekranu, której wygląd bardzo wybijał z immersji (a który w pewnych momentach był niezbędny do pełnego zrozumienia dialogów i poznania lore gry).
Oprawa dźwiękowa
Efekty otoczenia i muzyka
Oprawa dźwiękowa zasługuje na pochwałę. Dźwięki otoczenia, takie jak szum wiatru, odgłosy lasu czy odległe szepty, potęgują uczucie niepokoju. Muzyka doskonale komponuje się z wydarzeniami na ekranie, podkreślając napięcie w kluczowych momentach. Sama ścieżka dźwiękowa i te “klasyczne” horrorowe dźwięki oczywiście pasują do klimatu historii ale nie wyróżniają się niczym szczególnym (co oczywiście jest lepszym rozwiązaniem niż dźwięki, które miałby wytrącać nas z immersji).
Dubbing
Voice acting stoi na przyzwoitym poziomie, a aktorzy głosowi wiarygodnie oddają emocje bohaterów, co jak wiadomo zwiększa zaangażowanie w fabułę. Dialogi są dobrze napisane ale nie wnoszą wiele do budowania charakterów postaci. Wiecej o lore świata dowiedujemy się z notatek i zapisków rozsianych po posiadłości.
Mechanika, sterowanie i płynność rozgrywki
Kontrola postaci i mechanika gry są na ogół płynne. Interakcja z otoczeniem jest intuicyjna, a sterowanie zaskakująco responsywne. Jednak zdarzają się momenty, w których sterowanie jest największym wrogiem gracza, a płynność rozgrywki gdzieś znika. Pierwszym z momentów, gdzie całe precyzyjne sterowanie zaczyna się sypać są sekwencje wspinania i skakania. Ciężko wyczuć wysokość i siłę skoku, podobnie ma się sprawa z upadkiem bo do końca nie wiemy czy lądowanie z zeskoku to poważny upadek czy zaplanowane “potknięcie”. Ucieczka jest równie męcząca choć największą bolączką jest walka. W przypadku strzelania, prób uników przed nadlatującymi obiektami czy atakami złowrogich istot, nagle nasza postać traci możliwość rejestrowania głębi i nie wiemy czy “skok w bok” to 20 centymetrów czy 2 metry i czy ominiemy nadlatującą siekierę. Podobnie jest z oddawaniem strzałów, czasem przeładowania pistoletu czy jakiejkolwiek interakcji – każdą akcję robimy “na czuja”.
Warto zauważyć, że gra nie oferuje pełnej możliwości konfiguracji sterowania, co dla niektórych graczy może stanowić utrudnienie. Mimo to domyślne ustawienia są na tyle przystępne, że po krótkim czasie można się do nich przyzwyczaić.
Atmosfera i Napięcie
Budowanie napięcia
Jednym z największych atutów gry jest mistrzowsko poprowadzone tempo narracji. Przeplatanie historii Adama i Nicolasa pozwala na utrzymanie ciągłego napięcia i zainteresowania gracza. Każdy rozdział odkrywa nowe tajemnice, a zwroty akcji (mimo, że w ciągu tych 10h rozgrywki jest ich mało) są przemyślane i nawet zaskakujące.
Jump scare’y i istota strachu
Choć gra skutecznie buduje atmosferę grozy, niektóre elementy, takie jak nadmierne wykorzystywanie jump scare’ów, mogą z czasem stać się przewidywalne. Mimo to The Beast Inside potrafi naprawdę przestraszyć i utrzymać gracza w napięciu przez większość czasu rozgrywki.
Inspiracje
Niektórzy gracze mogą zauważyć, że gra czerpie inspiracje z innych znanych tytułów horroru, takich jak Amnesia, Resident Evil 7 czy P.T.. Choć odniesienia te są widoczne, The Beast Inside udaje się wypracować własną tożsamość dzięki ciekawej historii i dobrym zagadkom. Mimo pewnych zapożyczeń, gra oferuje intrygujące podejście do walking simowego horroru, który ma dużo cech gier uznawanych za wartościowe nie tylko przez krytyków ale i graczy. Połączenie elementów szpiegowskiego thrillera z psychologicznym horrorem tworzy unikalną mieszankę, która wyróżnia się na tle innych produkcji, a trzeba przyznać, że w ostatnich latach konkurencja jest dość spora: Blair Witch, Observer, Visage, SOMA czy Outlast 2 (a to tylko niektóre tytuły z okolicy premiery The Beast Inside).
Podsumowanie
The Beast Inside to solidna propozycja dla miłośników gier z gatunku horroru i thrillerów psychologicznych. Mimo pewnych niedociągnięć, gra przekonuje atmosferą, wciągającą fabułą i ciekawymi mechanikami. Cieszy fakt, że po pięciu latach od pierwotnej premiery, tytuł ten trafia na konsolę Nintendo Switch, umożliwiając szerszemu gronu graczy doświadczenie tej wyjątkowej historii, szczególnie, że port na tego handhelda debiutuje w Halloween.
The Beast Inside to dowód na to, że polskie studia potrafią tworzyć gry na światowym poziomie, które przyciągają i angażują graczy na całym świecie.
Ocena 7/10
RN Gucio1846: „Od siebie dodam jeszcze kilka słów na temat wersji przeznaczonej na konsolę Nintendo Switch. Porównaliśmy z Maciejem obie i w porównaniu do tej na PC, port na handhalelda wygląda bardzo ubogo graficznie. Rozumiem, że sprzęt Nintendo nie posiada zbyt wiele mocy obliczeniowej i uzyskanie zadowalającej płynności wiąże się ze sporymi cięciami graficznymi, ale wyjście na zewnątrz domu na pewno nie ucieszy naszego oka. Zwłaszcza tekstury podłoża. W samym budynku jest to już mniej odczuwalne. Oczywiście nadal widzimy wiele uproszczeń graficznych, ale bardziej skondensowana przestrzeń pozwoliła wycisnąć troszkę więcej z konsoli i tam gra już tak nie odpycha. Aby mniej odczuć niedobory w grafice, polecam grać w wersji przenośnej, bowiem na dużym ekranie wszystko tylko się uwidacznia. Twórcy zapewne robili co mogli, ale grze brakuje też płynności. Są wyraźnie odczuwalne spadki klatek i migotanie tekstur, zwłaszcza podczas obracania się. Oczywiście produkcja jest grywalna, bowiem te spadki są raczej małe, na pewno nie ma tu potężnych zwiech, więc jak na Switcha nie jest tragicznie. Podobnie jak w wersji na PC, odczuwałem pewne problemy z poruszaniem się i responsywnością postaci w niektórych sytuacjach. Żeby jednak nie było, że uprawiam tu wyłącznie czarnowidztwo – gra pomimo powyższego, nadal świetnie broni się swoim klimatem, fabułą i konstrukcją zagadek, dlatego jeśli Switch to jedyny sprzęt jaki macie, to zdecydowanie polecam sięgnąć po tę przygodę. Ba, nawet jeśli jesteście strachliwi jak ja, to paradoksalnie granie na małym ekraniku pozwoli wam być nieco odważniejszymi, choć podobno ja i tak piszczałem jak mysz :)”
Zwiastun Switchowej wersji The Beast Inside:
Opublikuj komentarz