Wolfenstein: The New Order – RECENZJA PO LATACH
Pierwsze odsłony serii „Wolfenstein” pamiętam jeszcze z dawnych lat, gdy z zapartym tchem przemierzałem pikselowe korytarze pełne nazistów. Choć „Wolfenstein: The New Order” i „Old Blood” trafiły w moje ręce już wcześniej, z różnych względów nigdy nie udało mi się ich ukończyć. Teraz, po upływie dekady, postanowiłem wrócić do tej legendarnej serii. Okazało się, że z jednej strony to sentymentalny powrót do znanych klimatów, a z drugiej niemalże zupełnie nowe doświadczenie.
Alternatywna rzeczywistość i odświeżenie serii
„Wolfenstein: The New Order” to powrót legendarnej serii, która zapoczątkowała gatunek strzelanek pierwszoosobowych i za którą zabrałem się zdecydowanie za późno. Tym razem przenosimy się do alternatywnej rzeczywistości, w której nazistowskie Niemcy wygrały II wojnę światową i zdominowały cały świat. Akcja gry toczy się w latach 60., a my wcielamy się w B.J. Blazkowicza – weterana wojennego i jedynego człowieka zdolnego przeciwstawić się opresyjnemu reżimowi.
Prosta ale dobrze rozrysowana fabuła i wyraziste postacie
Fabuła jest jednym z najmocniejszych elementów gry. Twórcy z MachineGames stworzyli wciągającą historię pełną emocji, ciekawych postaci i niespodziewanych zwrotów akcji. Blazkowicz to już nie tylko bezwzględny żołnierz, ale też człowiek z krwi i kości, z którym łatwo się utożsamić. Jego osobista krucjata przeciwko reżimowi nabiera głębszego wymiaru, a relacje z innymi postaciami dodają fabule wiarygodności.
Innowacyjny gameplay i różnorodność stylów gry
Gameplay łączy w sobie klasyczne elementy strzelanek z nowoczesnymi rozwiązaniami. Do dyspozycji mamy szeroki arsenał broni – od tradycyjnych pistoletów i karabinów, po zaawansowane technologicznie wynalazki. Możliwość dzierżenia dwóch broni dodaje dynamiki, choć bywa nieco niewygodna w obsłudze. Elementy skradankowe pozwalają na ciche eliminowanie przeciwników, co urozmaica rozgrywkę. System rozwoju postaci oparty na wykonywaniu konkretnych zadań zachęca do eksperymentowania z różnymi stylami gry.
Przystępność dla nowych graczy
Nie jestem weteranem w strzelankach i możliwość gromadzenia pancerza, delikatna regeneracja zdrowia czy przesadzenie z apteczkami jest dobrym rozwiązaniem. Częste punkty zapisu i duży arsenał to ogromne plusy, szczególnie, że mamy kilka poziomów trudności.
Wizualna uczta i bogactwo detali
Graficznie „The New Order” prezentuje się bardzo dobrze. Lokacje są zróżnicowane i pełne detali – od imponujących krajobrazów Neo-Berlina, po mroczne zakątki tajnych baz. Klimat alternatywnej rzeczywistości lat 60. został oddany z dużą dbałością o szczegóły. Dodatkowo ogrom znajdziek i grafik koncepcyjnych bardzo przyjemnie urozmaica rozgrywkę.
Jestem z tych osób, które lubią zostać w świecie gry na dłużej, a nie koniecznie ogrywać tytuł kilka razy dlatego sprawdzam inne media w poszukiwaniu dodatkowych elementów lore. Na szczęście Dave Marshall i MachineGames przygotowali pięknego artbooka, który na prawie 200 stronach prezentuje lokacje, bronie czy alternatywny wygląd przeciwników z każdej misji. Dla fanów serii “The Art of Wolfenstein: The New Order” jest albumem obowiązkowym.
Muzyka i dźwięk budujące klimat
Ścieżka dźwiękowa podkreśla napięcie i dynamikę akcji, a dubbing postaci stoi na wysokim poziomie. Cutscenki są pełne subtelnych detali, które dodają postaciom głębi i wiarygodności – gesty, mimika czy drobne nawyki bohaterów czynią ich bardziej ludzkimi, a mówimy o produkcji sprzed dekady.
Klasyk wart uwagi
„Wolfenstein: The New Order” to udany powrót do korzeni serii, który jednocześnie wprowadza świeże elementy. Gra nawet po 10 latach oferuje emocjonującą fabułę, satysfakcjonujący gameplay no i oczywiście interesującą alternatywną historię XX wieku. Jest to pozycja godna polecenia zarówno fanom serii (którzy zapewne grali w ten tytuł w dniu premiery), jak i nowym miłośnikom strzelanek pierwszoosobowych, którzy jeszcze nie spróbowali produkcji od MachineGames.
Ocena: 8
Opublikuj komentarz