Puppet House – RECENZJA
Zbliża się Halloween i tak się składa, że polskie studio Gaming Factory ma idealną propozycję na ten wieczór – Puppet House.
Jakoś tak wyszło, że recenzja Puppet House od Gaming Factory przypadła mnie, czyli chyba najbardziej bojaźliwej osobie w branży. Na moje szczęście, zapewniono mnie, że jest to tytuł na jeden wieczór i faktycznie tak było. Przejście gry zajęło mi jakieś 3-4 godziny, stąd sugestia że będzie to idealny tytuł na wieczorne posiedzenie w Halloween. Ku mojemu strachliwemu zaskoczeniu – bardzo przyjemne posiedzenie.
Lubisz demony?
Gra jest krótka, więc siłą rzeczy fabuła też jest dość mocno skondensowana, aczkolwiek treściwa. Wcielamy się w detektywa, który jakże klimatycznym głosem będzie próbował rozwiązać zagadkę tajemniczego domu na odludziu. Produkcja oferuje widok pierwszoosobowy, co niewątpliwie zwiększało moją imersję, a także… strach. W Puppet House podążamy tropem człowieka, który był brzuchomówcą i rzecz jasna posiadał swoją lalkę. Owa laleczka znajduje się w tym domku i… więcej absolutnie nie zdradzę, bowiem odkrywanie samemu kolejnych wskazówek i informacji na temat historii było zwyczajnie bardzo wciągające, więc lepiej żebyście odkryli to sami. Jak wspomniałem, historia nie jest jakaś skomplikowana i zawiła, ale z każdym kolejnym krokiem chciałem wiedzieć o co chodzi, co tu się wydarzyło, a to bardzo dobry sygnał. Gra po prostu wciąga.
Straszny Escape Room
Puppet House zagadkami stoi. Po pierwszej godzinie grania czułem się jak w Escape Roomie, ale takim trochę odwróconym. Zamiast chcieć się wydostać, chciałem się zagłębiać dalej i odkrywać historię tego mrocznego domu. Kolejne postępy były możliwe właśnie dzięki rozwiązywaniu zagadek. Te były bardzo proste w swej konstrukcji, wystarczyło mieć jakieś minimum spostrzegawczości i choćby niewielką zdolność łączenia faktów. Nigdzie się nie zaciąłem i powiedziałbym nawet, że wiele z zaoferowanych zagadek miały wskazówki na wyciągnięcie ręki, ale mimo wszystko rozwiązywało się je bardzo przyjemnie. Dzięki temu tempo rozgrywki było bardzo fajnie wyważone, ani nie pędziłem na łeb na szyję, ani nie blokowałem się na jakiś etapach, odczuwając przy tym frustrację. Ot, fajna i nie obciążająca agresywnie mózgu rozgrywka. Jeśli byłoby tutaj coś do czego mógłbym się przyczepić to łączenie przedmiotów. Bywały sytuacje w których spokojnie mogliśmy użyć danego urządzenia na jakimś konkretnym elemencie i realnie z pewnością dałoby się to zrobić, ale twórcy przewidzieli inne narzędzie do wykorzystania, więc siłą rzeczy musieliśmy znaleźć to „właściwe”, choć pod ręką było takie, które też by się nadawało. Nie jest to jednak coś co zepsuło mi doświadczenie z rozgrywki, zwykłe spostrzeżenie.
Czy jest się czego bać?
Tutaj muszę recenzję podzielić na pół. Obiektywnie patrząc – myślę, że jest znacznie więcej strasznych gier i na pewno mnóstwo osób mogłoby tutaj nawet nie drgnąć. Subiektywnie – bałem się okropnie. Jak wspomniałem na początku, jestem bardzo strachliwy. Nie boję się książek przeładowanych grozą. Nie boję się filmowych horrorów. Nie boję się wyjść w nocy do opuszczonego budynku, ale dajcie mi grę i nagle chce wyskoczyć mi serce. Zatem, były to dla mnie bardzo intensywne cztery godziny. Nie powiem, bałem się mniej niż w takim Outlast, albo Dead Island 2 (tak, boję się nawet kolorowego LA), ale wydaje mi się że też nie do końca o to tu chodziło. Jestem przekonany, że zamysłem twórców było stworzenie przyjemnej przygodówki z łamigłówkami i elementami grozy, a nie typowy straszak. Tak czy inaczej, na mnie wystarczyło 🙂
Dźwięki 10/10
Jak już jesteśmy przy baniu się, to z tego miejsca muszę bardzo mocno pochwalić twórców za udźwiękowienie gry. Główne menu i zakończenie to fantastyczny motyw gitarowy, który spokojnie mógłbym mieć w formie soundtracka i słuchać ot tak, na przykład podczas pisania kolejnej recenzji. Nawet pożałowałem sprzedaży gitary akustycznej, bowiem ręce paliły się do próby zagrania coveru tej melodii. Petarda. Co do typowych dla gamingu dźwięków, zwłaszcza tych klimatycznych takich jak skrzypienie drzwi, drewnianych podłóg, różnego rodzaju odgłosów bólu itp., załoga Gaming Factory stanęła na wysokości zadania i na dobrych słuchawkach czuć było taką kinową mięsistość i dopracowanie. No i ta nieszczęsna laleczka. Jej tupot małych nóżek zostanie ze mną jeszcze na długo. Bardzo bardzo creepy, ale na moją wyobraźnię działało wyjątkowo dobrze. Generalnie udźwiękowienie skutecznie pomaga się bać. Na koniec jako lektor dodam jedno – gość grający głównego bohatera wywoła u was fajne poczucie obcowania z „brudnym”, twardym detektywem, które swoje już przeżył. Mega.
Mała rzecz, a cieszy
Puppet House to mała gra, tworzona przez niewielką ilość osób. Mimo to wyszła z tego bardzo fajna przygoda, idealnie skrojona na jedno, wieczorne posiedzenie dla relaksu. Co więcej, pomimo że jest to mały tytuł, to grafika jest zaskakująco miła dla oka. Z jednej strony czuć że nie jest to produkt AAA, ale z drugiej, tytuł wygląda naprawdę dobrze jak na rzecz o wyraźnie mniejszym budżecie. Moją uwagę zwróciła gra cieni pod skromnym oświetleniem (skromnym w sensie, że było go mało, a nie że było źle wykonane). Jak naprawdę rzadko sięgałem po gry mniejsze, tak studio Gaming Factory tą produkcją sprawiło, że chyba będę częściej dawał szansę produkcjom innym niż AAA, bo te jak widać potrafią dostarczyć wcale nie mniej dobrej rozrywki.
Technikalia
Grałem w wersję przeznaczoną na PlayStation 5. Produkcja działała bardzo płynnie i została wykonana solidnie. W trakcie gry nie miałem żadnych błędów, nic mi się nie wykrzaczyło, przedmioty nie wariowały na ekranie, a sam tytuł działał płynnie, bez jakichkolwiek przycięć. Po prostu została tu wykonana dobra i konkretna robota. Oczywiście zdarzają się tu drobne głupotki, wynikające bardziej z procesu twórczego, aczkolwiek zupełnie nieszkodliwe. Świetnym przykładem będzie tu wagonik. Jest taki fragment rozgrywki, w którym musimy przejechać się owym wagonikiem. Później jednak musimy wrócić do wcześniejszego miejsca i teoretycznie bez problemu moglibyśmy pominąć animację wchodzenia do niego i jego uruchamiania, zwyczajnie idąc tam na nogach. Niestety nasz bohater nie posiadł umiejętności skakania, dlatego dość niski prób jest dla niego nie do – hehe – przeskoczenia. Ponadto możecie odczuć, że niektóre animacje są nieco długie, ale to też dzielę na dwa. Dlaczego? Sterujemy bohaterem, mając widok z oczu. Gdy przyjdzie nam się pod czymś przeczołgać, to musimy obejrzeć całą animację jak bohater kuca, później schodzi na kolana, następnie się czołga, ospale podnosi itp. Dla niecierpliwych graczy, może się to okazać bolesne, ale spójrzmy na to z innej strony. Czy my na żywo bylibyśmy szybsi? Jak pomyślę o swoim kolanie, to pewnie robiłbym to dwa razy dłużej niż nasz detektyw. Zatem tutaj postawiono na realizm. Wolę to jednak zaznaczyć, żeby gracze lubujący się w szybkiej rozgrywce mieli to na uwadze. To jest gra dość spokojna (choć czasem akcji nie brakuje) i stawiająca mocno na imersję.
ZOBACZ TAKŻE: Layers of Fear – RECENZJA
Podsumowanie
Puppet House to dobra, treściwa przygoda. Dla większości pewnie nie będzie straszna, dla mnie była, ale mimo ciągłego stanu zawałowego, gra angażowała mnie do samego końca. Celowo zaznaczam ten aspekt, bowiem ograłem kilka gier na ostatnim Steam Next Fest i wiele demek, (dużo krótszych!) potrafiło mnie masakrycznie wynudzić i szybko zniechęcić. Tutaj wszystko jest wykonane z odpowiednim wyczuciem. Muszę jeszcze dodać jedno. Zauważyłem to już przy Japanese Drift Master (tak, to jest dokładnie to samo studio). Ludzie którzy pracują w Gaming Factory tworzą te gry z serduchem. To nie jest gigantyczna korporacja, nastawiona wyłącznie na wysokie słupki w Excelu i to widać. Choćby dlatego polecam sięgnąć po Puppet House, aby zobaczyć jak się robi gry z pasji, czego coraz mniej widać u gigantów branży.
OCENA: 8
Opublikuj komentarz