×

Star Wars Outlaws – RECENZJA

Star Wars Outlaws – RECENZJA

To jest niesamowite, ale mam wrażenie że Ubisoft ostatnio robi wszystko, aby zniechęcić do siebie nas wszystkich. Próbowałem, dawałem szansę, miałem otwarty umysł i chciałem dostrzec jak najwięcej pozytywów w Outlaws, ale stan techniczny tej produkcji i wiele innych kwestii skutecznie mi to uniemożliwiało. Zapraszam do recenzji.

Uwielbiam Gwiezdne Wojny. To jedno z moich ulubionych uniwersów, jednak od samych zapowiedzi nie byłem jakoś przekonany co do Outlaws. Raz że produkcją zajął się Ubisoft, który mocno nadszarpnął swój wizerunek w moich oczach, a dwa, że zwyczajnie same zapowiedzi nie były jakieś super zachęcające. Mimo wszystko postanowiłem przetestować tę produkcję i dać jej szansę. Otworzyłem umysł, odłożyłem uprzedzenia na bok i oczywiście tego pożałowałem.

Techniczny bubel

W Star Wars Outlaws grałem na PC. Generalnie produkcja działała dobrze, płynnie… o ile działała. Muszę zacząć z grubej rury, bowiem nie do pomyślenia jest, że grę wywalało mi to pulpitu średnio raz na 10-15 minut. Wyobraźcie sobie, że całe jedno popołudnie przechodziłem tylko sam prolog! Oczywiście po każdym crashu cofało mój postęp do ostatniego automatycznego zapisu (na tym etapie gry jeszcze nie można było robić tego ręcznie). Zatem już pierwszego dnia ogrywania gry moja frustracja sięgała zenitu i miałem nawet myśl, żeby odpuścić i tak naprawdę recenzję zakończyć jednym zdaniem – nie da się grać – koniec. Na szczęście dla Ubisoftu, wypuścili oni patch drugiego dnia, który wyeliminował ten problem w większym stopniu. Teraz gra crashowała się powiedzmy raz na 3-4 godzinki. Fajnie prawda?

Każdorazowe uruchomienie gry zmieniało u mnie losowo ustawienia grafiki. Ot, raz po jej włączeniu miałem rozdzielczość 4k, choć mój monitor posiada natywną 2k i taką też wybierałem. Następnym razem wyłączyła się głębia ostrości. Jeszcze innym razem zmieniało mi się odświeżanie i tak dalej. Zatem Ubisoft zadbał o to, abym każdorazowo przed rozpoczęciem gry bawił się ustawieniami. Fascynujące.

Graficznie Outlaws wcale nie imponuje. Na tym polu jest bardzo nierówno. Oczywiście jest poprawnie jak na dzisiejsze standardy, choć taki starszy Assassins Creed Odyssey podobał mi się bardziej. Czasem widoki są fajne, niektóre lokacje są naprawdę czarujące, ale sporo elementów otwartych przestrzeni potrafi już zakłuć w oczy, nawet na ustawieniach ultra. Animacje niektórych postaci, mimiki lub pojazdów też nie pozostawiają dobrego wrażenia (na przykład podczas wspinaczek). Czasem nawet miewałem dziwne artefakty na podłogach, gdzie albo w niektórych miejscach znikała całkowicie albo zamiast np. kafelek w budynku pojawiały się kępki trawy.

Jeśli takie AI zawładnie światem to nic nam nie grozi

Star Wars: Outlaws ma chyba najgłupszą sztuczną inteligencję z jaką miałem styczność w ostatnim czasie. Przeciwnicy są tak koszmarnie zidiociali, że nawet ja, nie będąc fanem skradania w grach (o ironio, produkcja właśnie na tym bazuje), radziłem sobie nadzwyczaj świetnie. Nie, nie grałem na łatwym poziomie. Przeciwnicy reagują wtedy kiedy nie powinni, a gdy stoimy niemal tuż przed ich twarzami, to mają problem aby nas dostrzec albo zareagować. Oczywiście nie zawsze, ale takich głupotek jest pełno. Fani skradania, raczej nie poczują tu wyzwania. Łatwo jest przemknąć obok przeciwników, w dodatku często hałasując.

No to może z walką jest lepiej? No nie do końca. Słyszałem zaraz po premierze, że powinno się jej unikać, bowiem pistolet naszej protagonistki raczej nie wyrządza zbyt dużych szkód. Być może, ale ja mimo to radziłem sobie całkiem nieźle. Tylko znowu. Przeciwnicy zachowują się dziwnie, wchodzą na linię ognia jakby mieli dość występowania w tej grze i chcieli przyspieszyć dokonanie żywota. Nie przeczę, że czasem strzelaniny były emocjonujące. Gdy wrogów pojawiało się dość sporo i czułem się osaczony to faktycznie przetrwanie takiej sytuacji dawało satysfakcję, ale najczęściej kończyło się to szybką eliminacją i dalszym gonieniem za celem zadania.

Swoją drogą zabawna sytuacja. Raz w obozie Pyke’ów (jednej z frakcji, ale o tym za chwilę) postanowiłem nie uciekać tylko zostać i walczyć dopóki nie padnę. Nie wiem już czy to kolejny bug czy zamierzone działanie Ubisoftu, ale wrogowie w tej lokacji byli… nieskończeni. Stałem, strzelałem, oni ginęli, a w ich miejsce wychodzili następni i tak do znudzenia. Trochę to dziwne. Dziwne jest też to, że gdy uda nam się podnieść broń, to wówczas najlepiej nic nie robić naszą bohaterką, bowiem ta wyrzuca ją przy byle okazji. Strasznie to głupie.

Brak feelingu

Są gry, które potrafią świetnie oddać uczucie strzelania, wspinaczki, prowadzenia pojazdów i na pewno w tym gronie nie znajdzie się Star Wars Outlaws. Wszystko jest tu do bólu płaskie. Sterowanie postacią, jej responsywność. Bronie w zasadzie niczym się nie wyróżniają, strzela się bardzo nijako. Wspinaczka po różnego rodzaju powierzchniach jest bardzo sztywna. Sterowanie statkiem kosmicznym było lepsze nawet w Starfieldzie, który i tak pod tym względem wiele nie oferował. Jako tako jeździło mi się naszym kosmicznym ścigaczem – wow. Byłem tym wszystkim zaskoczony, bowiem wspomniana wcześniej Odyseja była znacznie lepsza w wyżej wymienionych elementach od dzisiejszego Outlaws. Massive Entertainment kompletnie tutaj sobie nie poradził.

Nudna, wtórna, ale za to bardzo klimatyczna

Główna bohaterka Kay w moich oczach nie jest aż tak zła jak ją malują. Nie jest to wybitnie złożona postać, ale była przyjemna w odbiorze. Ot, zwykła złodziejka próbująca odnaleźć się w tym świecie. Gorzej już wypada fakt, że wszystko naszej bohaterce dość gładko przychodzi, ale jednocześnie traktowanie jej osoby jest bardzo nierówne. Możemy sobie załatwić niemal każde zlecenie, z jednej strony wchodzimy wszędzie jak gwiazda, a z drugiej jesteśmy trochę popychadłem, które wychodzi bez szwanku w najdziwniejszych sytuacjach. W czym swoją drogą pomaga nam nasz jakże uroczy zwierzaczek. Ten z kolei odwala za nas sporo roboty w trudno dostępnych miejscach, ale działanie mechanizmów związanych z naszym przyjacielem czasami bywa problematyczne.

Fabuła mnie nie wciągnęła. Gra przez to dość mocno mi się dłużyła i pod koniec już goniłem, aby dotrzeć do mety i mieć ją z głowy. To też nie jest tak, że jest fatalna, nie przesadzajmy. Po prostu nie oferowała niczego zaskakującego. Nie była angażująca na tyle, abym chciał dowiedzieć się jakie będą dalsze losy Kay. Jako że Outlaws to gra z otwartym światem, znajdziemy tutaj trochę misji pobocznych i tajemniczych znaczników. Nie jest ich tak wiele jak w asasynach oraz nie są tak nachalne i odciągające od głównego wątku, co jest sporym plusem. Niestety ich powtarzalność i mało interesujące historie za nimi stojące, sprawiły że z czasem po prostu zacząłem je ignorować. No i gangi. Pracujemy dla kilku z nich, bruździmy im nawzajem, ale wszystko wydaje się być bardzo słabo i powierzchownie zarysowane. Wiem, że nasza bohaterka jest złodziejką, która po prostu chce zarobić, ale być może nawet ona chciałaby poczuć chęć przynależenia do konkretnej grupy, ale nie w grze Ubi.

To co jednak Ubisoftowi i Massive Entertainment się udało to odtworzenie fantastycznego klimatu Gwiezdnych Wojen, szczególnie za pomocą lokacji. Na wyróżnienie zdecydowanie zasługuje Tatooine. Całe lokacje robią wrażenie, ale urzekają również drobiazgi, detale. Kantyny, pojazdy, robociki, obce rasy, budynki, przedmioty leżące na stołach. To są rzeczy, które uwiarygodniają świat po którym się poruszamy. Taki klimat Star Wars biorę z pocałowaniem ręki. Tym bardziej boli, że wykonanie Outlaws przyćmiewa tak pięknie zaprojektowany świat.

Pod kątem mechanizmów Outlaws jest bardzo generyczną grą. Tylko jeden element mnie zaskoczył i sprawił, że byłem pod wrażeniem, a mianowicie otwieranie zamków szpilką. Tutaj Ubi zastosowało bardzo fajne rozwiązanie w postaci rytmicznego klikania myszką w odpowiednim czasie i faktycznie jest to dość świeży pomysł. Słabo natomiast wypada hakowanie, które polega tylko i wyłącznie na szczęśliwym trafie. Wyobrażacie sobie hakerów, którzy po prostu klikają coś losowo i może im się uda? Ja nie. W takim Cyberpunku musieliśmy zrozumieć proces jaki stoi za hakowaniem i to było fajne. W Outlaws musimy mieć fart w „zdrapki”.

No może jeszcze na plus mogę zaliczyć rozwój bohaterki, która musi jednak coś przeżyć, aby się nauczyć, ale cała reszta, czyli ulepszanie sprzętu, ścigacza i tym podobne, jest bardzo klasyczne i nie robi żadnego wrażenia. Może nie jest to wada, ale na pewno też nie zaleta.

Outlaws było dobrym pomysłem, tylko trafiło na niewłaściwe studio

Jest przesyt produkcji w których rycerze Jedi i walki na miecze grają pierwsze skrzypce, dlatego tytuły takie jak niegdyś Star Wars Racer, Republic Commando lub właśnie najnowsza produkcja Ubisoftu, są bardzo ciekawym pomysłem. Podoba mi się opcja grania złodziejką i chętnie sięgnąłbym po coś takiego raz jeszcze, ale tym razem w wykonaniu firmy, która potrafi robić naprawdę dobre gry (choć The Crew Motorfest muszę pochwalić, więc w Ubisofcie trafiają się wyjątki). Może nawet zrezygnowałbym z otwartego świata. W Outlaws wcale nie był zaletą (nie mówię tu o klimacie i pięknie stworzonych lokacjach), ale mocniej skondensowana historia, nierozwleczona na wielkich terenach mogłaby stać się również bardziej wyrazista i angażująca. Jak to zwykło się mawiać, pomysł był dobry, ale wykonanie już niekoniecznie i w zasadzie tak można krótko podsumować dzieło Ubisoftu. Na pewno znajdą się osoby, które świetnie będą się przy niej bawili i nawet znam osobiście jedną taką personę, ale mnie ta gra potwornie wynudziła, wymęczyła i nie raz sfrustrowała. Zatem jak macie możliwość, zawsze zachęcam do sprawdzenia tytułu na własnej skórze, bowiem każdy odczuwa wszystko nieco inaczej, ale jeśli zapytalibyście mnie, to ja wam Outlaws nie polecam.

Opublikuj komentarz