Takich gier nam trzeba. Warhammer 40k: Space Marine II – RECENZJA
Jeszcze jakiś czas temu ciężko było znaleźć naprawdę dobre gry, ale w ostatnim czasie pojawiło się kilka fascynujących wyjątków godnych uwagi, a jednym z nich jest Warhammer 40k: Space Marine II. To kolejny promyk nadziei, aby wierzyć że gamedev ma jeszcze odpowiednie siły i środki do wyprodukowania tytułu będącego świetnym źródłem rozrywki.
Z Warhammerem mam tak, że w całej puli stworzonych tytułów grałem może w trzy-cztery produkcje. Mimo to ogólny zarys lore tego świata posiadam, dzięki czemu mam świadomość tego jak powinien wyglądać. Z pewnością jest on niezwykle fascynujący i przyznam szczerze, że w ostatnim czasie w moich oczach coraz częściej, dlatego też chętniej sięgam po tytuły związane z Warhammerem. Space Marine II był zatem idealnym wyborem, aby przekonać się czy studio Saber Interactive potrafi oddać klimat tego świata i przy okazji stworzyć dobrą grę.
Czy trzeba znać uniwersum Warhammera aby móc zagrać w Space Marine II? Nie. Oczywiście jej znajomość pozwoli na lepsze zrozumienie fabuły lub na wychwycenie smaczków godnych fanów, ale sama rozgrywka jest tak skonstruowana, że nawet jeśli będzie to wasza pierwsza styczność z tym wytworem, będziecie się po prostu dobrze bawić. Przechodząc do konkretów. W Space Marine II obejmujemy kontrolę nad konkretnym żołnierzem, rzekłbym z filmowym człowiekiem z blizną (strasznie poharatany gość) i obserwujemy rozwój wydarzeń właśnie z jego perspektywy. To ciekawe, gdyż na ogół moja styczność z Warhammerem objawiała się poprzez strategie takie jak Dawn of War, więc spoglądanie na wydarzenia z perspektywy jednostki jest interesującym zabiegiem. Oczywiście nie jest to też nowość, bowiem mamy tu do czynienia z kontynuacją, ale zapewne wielu graczy mogło ominąć jedynkę, gdyż ma już swoje lata.
Odpowiedź na rozwleczone, otwarte światy
Nowy Warhammer nie jest grą z otwartym światem i całe szczęście! Jasne, takie gry też potrafią być bardzo fajne i wciągające, ale jednak taki God of War pięknie pokazał, że bardziej korytarzowa rozgrywka i ciągłe prowadzenie fabuły znacząco poprawia jej odbiór i nie wywołuje znużenia. Dokładnie tak samo dobrze sprawdził się ten zabieg w Space Marine II. Fabuła idzie swoim tempem, jest nam podawana w dobrych proporcjach między kolejnymi misjami, pełnymi akcji, dzięki czemu gra jest bardziej wciągająca. Oczywiście nie zdradzę wam tutaj jej szczegółów, to odkryjcie sami, ale mogę powiedzieć, że nawet dla niezaznajomionych z uniwersum, podana historia będzie angażująca. Całość gry ukończyłem w kilkanaście godzin co wydaje mi się bardzo optymalnym wynikiem. Produkcja nie zdążyła mnie zmęczyć, a po jej ukończeniu byłem w pełni usatysfakcjonowany. W mojej ocenie jest to dobra długość, ponieważ nie raz przy zbyt rozwleczonych grach w końcu odpadałem, dlatego jeśli jacyś twórcy szczycą się, że gra będzie na ponad sto godzin to niekoniecznie jest to dla mnie atut. Space Marine II robi to po prostu z odpowiednim wyczuciem. W grze znajduje się również multiplayer w którym możemy stoczyć walki PvP z innymi użytkownikami, ale przyznam szczerze, że wszedłem tu raczej na moment z ciekawości, ponieważ wolałem się w pełni skupić na rozgrywce singlowej.
Nie udałoby się osiągnąć dobrego efektu bez równie dobrego gameplay’u, więc i tutaj Saber Interactive postarało się oddać graczom wiele fajnych rzeczy do dyspozycji. Wybrałem normalny poziom trudności i był on dobrze wyważony. Kolejny potrafił mnie już przerosnąć i przy walkach z bossami lub hordami nie raz musiałem wznawiać misję. Wyższy level jest zdecydowanie dla bardziej zaawansowanych graczy. Na samym początku miałem taką myśl, że czuję się jakbym grał w Gears of War. Być może za sprawą wielkiego pancerza mojego Marine, a być może dlatego że czułem podobny feeling strzelając z broni. Nie ma w tym nic złego, bowiem w Gerasy grało mi się bardzo dobrze. Problemem dla mnie było jednak sterowanie. Przez pewien czas trudno było mi się do niego przyzwyczaić. Mam tu dokładniej na myśli walkę wręcz. Wyczucie zamaszystych cięć bohatera zajęło mi trochę czasu, ale kiedy już się przyzwyczaiłem, wydawały mi się całkiem żwawe, choć nadal wolałem strzelać. Jeśli chodzi o poruszanie się, te było fajnie odwzorowane, czułem ciężar zbroi podczas biegu i robienia uników.
Wpadnijcie w szał i zróbcie swoje z uśmiechem na ustach!
Do wyboru jest kilka rodzajów broni palnej i białej, choć głównie korzystałem z automatycznego karabinu boltowego i mieczopiły. To był po prostu zestaw, który pozwalał mi najprzyjemniej rozwalać kolejnych wrogów, a tych likwiduje się turbo soczyście. Mimo wszystko warto przetestować każdy oręż i odpowiednio dobrać go do swoich preferencji, bowiem z każdej broni korzysta się nieco inaczej. Mamy tylko dwa miejsca na coś do strzelania i jedno do walki wręcz, więc to kolejny powód do dokładniejszych przemyśleń. Są trzy przypadki – zwykli wrogowie, których i tak jest całkiem sporo, bossowie oraz hordy działające dokładnie na takich samych zasadach jak w grze i filmie World War Z. Flaki, mięso, kości i przede wszystkim krew wypełniają kolejne przestrzenie w błyskawicznym tempie. Często w trakcie misji nie ma chwili wytchnienia. Rozwałka jest niesamowicie przyjemna, mięsista i wciągająca. Zwłaszcza rozwalanie wspomnianych hord. Jeśli jeszcze rzucimy w nich granatem, wówczas utopimy się we flakach. Nie wiem czy czyni to ze mnie psychopatę, ale w przypadku tej gry, zwyczajnie mi się to podoba. Generalnie twórcy rzucili nam gigantyczną ilość wrogów do poszatkowania. Czasem pomagają nam w tym komputerowi towarzysze, ale to akurat nie jest element warty pochwalenia. W większości przypadków sojusznicze AI jest po prostu bezużyteczne, a szkoda bo jest tu kilka misji w których pomoc kompanów byłaby wręcz nieoceniona. Efekt jest taki, że zamiast mieć ich wsparcie to musimy zajmować się swoją walką i przy okazji służyć za ratownika.
Mamy do dyspozycji finishery, które regenerują nasz pancerz, a ten uratuje nam tyłek w wielu starciach. W przypadku walk z bossami możemy odczuć wykorzystanie elementów soulslike. Zaznaczamy wroga, robimy uniki w odpowiednich momentach i parujemy jego ciosy w odpowiedniej chwili, by następnie wyprowadzić kilka potężnych ciosów. Gdy wyczujemy sterowanie, całość wypada bardzo dobrze i nawet na normalnym poziomie trudności poczujecie satysfakcję z pokonania przeciwnika. Jest tu oczywiście kilka rodzajów potworów do pokonania, więc trzeba też będzie czasem obrać nieco inną taktykę, ale to czyni grę jeszcze fajniejszą. Można raz na jakiś czas skorzystać z trybu furii, który zwiększa nasze obrażenia, regeneruje zdrowie i sprawia że bez konsekwencji, jeszcze bardziej sponiewieramy wrogów.
Kwintesencja Warhammera
Kolejnym atutem przemawiającym za Space Marine 2 jest klimat Warhammera, który został oddany tak jak powinno być, zatem nawet zagorzali fani nie powinni czuć się zawiedzeni. Mówię tutaj nie tylko o odwzorowaniu planet, konkretnych lokacji czy jednostek, których wygląd swoją drogą zapiera dech w piersi. Wpływa na to sporo smaczków, między innymi dialogi i sposób wypowiedzi bohaterów, co dodatkowo podkreśla bardzo fajny dubbing. Wspomnę jednak, że dziwny zabieg zastosowano w przypadku znajdywanych wiadomości głosowych. Po ich aktywowaniu nie wyświetlają się napisy, więc osoby, które mają problem z językiem angielskim będą tym faktem nieco poirytowani. Tak czy inaczej, świat został tu tak przedstawiony, że fani poczują się jak w niebie, a nowicjusze być może od tego momentu pokochają to uniwersum. Sam protagonista to bad ass w najlepszym tego słowa wydaniu. Twardy samiec alfa, który nie wie co to strach.
Piękna i sprawna.
W kwestii wydajności Space Marine II radzi sobie bardzo dobrze, bowiem gra działa płynnie zarówno w trybie wydajności jak i jakości – tak, grałem na PS5. Mimo to wyjątkowo mam zastrzeżenia do wersji nastawionej na 60 klatek na sekundę. Gra działa wtedy cudownie, ale niestety grafika zaczyna się nieco rozmywać, a to doprowadzało moje oczy do szybszego zmęczenia. Wyjątkowo więc grałem w 30 klatkach na sekundę, ale w znacznie lepszej grafice i tu pozytywne zaskoczenie, bowiem optymalizacja pozwoliła na bardzo płynne działanie przy naprawdę ładnej oprawie. To dość ciekawa zmiana, bowiem w ostatnich tytułach które recenzowałem, bez trybu wydajności nie dało się normalnie grać – miła odmiana. Błędów jako takich nie uświadczyłem, ale miejcie na uwadze że grałem już jakiś czas po premierze, a twórcy zdążyli wydać łatki eliminujące wiele problemów, więc w tym temacie miałem po prostu łatwiej. Kontroler DualSense i jego haptyczne wibracje też dają fajne odczucia i świetnie że twórcy postanowili trochę to wykorzystać. Każde tąpnięcie ciężkim butem w biegu odczuwamy w bardzo wyraźny sposób, świetna sprawa.
Podsumowanie
Warhammer 40k: Space Marine II to gra jakiej dzisiaj potrzebujemy. Ma swoje drobne problemy, ale ich skala i upierdliwość jest dość mała w stosunku do dobra jakie nam zaserwowano. Tytuł jest soczystą rozwałką w otoczce świetnego klimatu Warhammera i z dodatkiem ciekawej fabuły, abyśmy czuli dobry pretekst do eliminacji kolejnych setek wrogów. Korytarzowość gry wyszła jej tylko na dobre. Jakość wykonania jest zadziwiająco dobra jak na dzisiejsze czasy. No i najważniejsze, gry powinny dawać radość, a ta daje jej bardzo, bardzo dużo.
Ocena: 8+
Recenzja w formie wideo:
2 comments